14 maja 2009

PRL saves the day



Fuszerka budowniczych z PRL uratowała życie ponad 100 rodzin z wieżowca przy ul. Hetmańskiej 54. Jak się dowiedzieliśmy, gaz odkręcony po to, by wysadzić blok, ulatniał się ponad 18 godzin.

Chodzi o sprawę morderstwa 70-letniego Włodzimierza R., który mieszkał samotnie w bloku przy Hetmańskiej. 1 marca br. zmasakrowane ciało emeryta odnalazła rodzina. Policja ustaliła, że dzień wcześniej mężczyznę odwiedził daleki krewny: 19-letni Wojciech P. To on jest podejrzany o zabójstwo. Wersje są dwie: albo chciał pożyczyć pieniądze, ale staruszek odmówił, więc musiał zginąć, albo też 19-latek od początku planował zbrodnię i rabunek mieszkania.

Morderca, zanim wyszedł, postanowił zatrzeć ślady. Odkręcił kurki od gazu w kuchence, a okap połączony z kratką wentylacyjną zapchał ubraniami."Gazeta" dotarła do opinii biegłego gazownika, z której wynika, że niewiele brakowało do tragedii. Gaz ulatniał się aż 18 godzin. Ekspert stwierdził, że niebezpieczeństwo wybuchu było znaczne, zaś sama eksplozja mogła zniszczyć nie tylko wieżowiec, ale także wszystko, co znajdowało się w pobliżu.

Do wybuchu mogło doprowadzić nawet naciśnięcie dzwonka. Gaz jednak nie eksplodował. - Zapewne stężenie gazu było mniejsze, niż wynika z teoretycznych wyliczeń - tłumaczy Leszek Łuczak z Wielkopolskiej Spółki Gazownictwa.

Co więc uratowało mieszkańców?

- Zapewne budownictwo z czasów PRL. Gaz nie zbierał się w mieszkaniu, ale wydostawał się na zewnątrz - przypuszcza Paweł Wąsik z prokuratury rejonowej Poznań-Grunwald.

1 komentarz: